W tekście Gabrieli Jarzębowskiej "Meandry narracji w galerii Manhattan"
znajduje się fragment, który jako osoba aktywnie uczestniczącą w projekcie "Narodziny Wenus"
«malavida» Barbary Konopki i wystepującą na pokazanych na wystawie fotogramach, chciałabym skomentować.
Fragment do którego chcę się odnieść:
[...]
Z kolei projekt "Narodziny Wenus" Barbary Konopki to próba skonstruowania niemal od podstaw tożsamości człowieka, poprzez faktyczne wejście w kompetencje Stwórcy.
Będące jego ukoronowaniem utrzymane w cukierkowej stylistyce fotografie to tylko
średnio udane przeniesienie na płaszczyznę wizualną tego, czego w istocie pokazać
się nie da. Nie ma chyba wdzięczniejszej, a zarazem naznaczonej większą ironią,
sytuacji dla artysty niż możliwość stworzenia - i to fizycznie, a nie zaledwie na
płaszczyźnie konceptualnej - tego najdoskonalszego przejawu geniuszu Natury.
Oczywiście kompetencje stwórcy zostały przez artystkę sprytnie zawłaszczone - nie
ona jest de facto konstruktorką Amelii, ale chirurdzy, którzy w ciągu kilku lat
zmienili przyjaciela Konopki w atrakcyjną kobietę. Nie przeszkadza to jednak
artystce czuć się "matką" nowo powstałego "dzieła", przenoszącego oczywisty
(choć w Polsce wciąż jeszcze budzący niezdrowe emocje) przypadek transseksualizmu
w płaszczyznę generowania doskonałej jednostki ludzkiej i ucieleśniającego
odwieczny mit idealnego człowieka - androgyna.
[...]
Gabriela Jarzębowska "Chodź opowiem Ci pewną historię"
Galeria Manhattan, Łódź (13.04.07-30.04.07)
Mój komentarz:
Stwórca, Natura oraz magiczne Oczywiście... Słowa-klucze definiują zarówno przestrzeń
intelektualną w jakiej porusza się autorka tekstu jak i sposób interpretacji opisywanej przez
nią pracy. Startując z takiego poziomu problem zaistnienia w przestrzeni publicznej osób o
tożsamościach nienormatywnych, będący tematem cyklu fotogramów i projektu: "Narodziny
Wenus" <malavida>, którego pierwszą odsłonę (a nie "ukoronowanie") w postaci części cyklu
(4 z 7 prac) oglądamy na wystawie w galerii Manhattan nie może zostać nawet ujawniony.
Trudno mówić wobec tego o jakiejkolwiek dalszej merytorycznej dyskusji.
Nie zostają postawione podstawowe pytania: - Dlaczego te prace są "ładne"?... - Dlaczego
osoba transgenderowa decyduje się wystąpić publicznie?... - Co oznacza w naszej kulturze
przedstawienie dwóch kobiet?... (A jeśli one mają ze sobą "love affair"? A jeśli nie mają, to
co takiego mogą mieć...?...).
Problemem jest, że nie sposób odnieść się do tego rodzaju i poziomu "krytyki". Stereotypy
myślowe, umysłowe lenistwo, brak podstawowej wiedzy i chęci zrozumienia uniemożliwiają
rozmowę. Nota bene, są to właśnie podstawowe warunki wykluczenia i społecznej nieobecności
tego typu osób, przeciwko czemu (i na rzecz zmiany tegoż) projekt "Narodziny Wenus"
<malavida> stara się właśnie wystąpić.
Jeśli czytam, że: "oczywisty [...] przypadek transseksualizmu" ucieleśnia "odwieczny mit
idealnego człowieka - androgyna", czuję się dość dziwnie. Z mojej skromnej wiedzy
(chciałabym napisać - jak powszechnie wiadomo - lecz nie chcę być złośliwa) wynika,
że transseksualizm to przymus bycia osobą płci odmiennej, a nie negacji płci czy też ich
połaczenia. Mit androgyne stanowi swoistą antytezę transseksualności już na podstawowym
poziomie i takie pseudointelektualne konstrukcje zdaniowe są dla wykształconego człowieka
(a do takiej roli wydaje się pretendować autorka tekstu) po prostu śmieszne.
Kontrowersyjną i ambitną tezą jest "konstruowalność" tożsamości, jaką autorka zdaje się
sugerować na wstępie. ..."Gender trouble", "Undoing gender", poststukturalizm, performatywność,
teoria queer...?...
Niestety, tutaj okazuje się ("oczywiście"), że to nie autorka prac ("de facto") posiada
"kompetencje Stwórcy" (...naprawdę...?...) lecz tajemnicze i anonimowe postaci ukrywające się
pod etykietką "chirurdzy", które to kilka lat w pocie czoła musiały nad tą transformacją pracować.
Osoba dokonująca tożsamościowej przemiany - Amelia - w tym kontekście absolutnie
uprzedmiotowiona, w ogóle się nie pojawia. Dla upewnienia się oglądam ponownie fotogramy -
gdzie prężą się samotnie dziewczęta... Dwie Kobiety i ich Świat. I okazuje się, że znowu nie ma
o czym rozmawiać, skoro już na poziomie widzenia są tak zasadnicze różnice.
Na marginesie - skąd autorka posiada wiedzę o jakiejkolwiek interwencji chirurgicznej w tym
przypadku?... Wiem, obowiązuje przestrzeń "oczywiście" i to zapewne rozumie się samo przez się,
lecz jest to stwierdzenie nieuprawnione i nadużycie. Publiczne głoszenie nieprawdy w celu
uzasadnienia swojej paraintelektualnej działalności. Bardzo mnie takie podejście irytuje.
Interpretację "fotografii" [zwracam uwagę, że to tekst "profesjonalny" - przyp.W.K.] z:
"faktycznego wejścia w kompetencje Stwórcy" okraszoną kongenialną wprost konstatacją, że
pokazano coś, co: "w istocie pokazać się nie da" wieńczy ćwiczenie stylistyczno/logiczne:
"...możliwość stworzenia [...] przejawu geniuszu Natury"...
"Nie ma chyba wdzięczniejszej, a zarazem naznaczonej większą ironią, sytuacji..."
Z tym jednym nie mogę się nie zgodzić.
Weronika Kami
[23.04.2007]
tekst ukazał się w "OBIEGU" [28.04.2007] jako:
Komentarz do tekstu: "Meandry narracji w galerii Manhattan".
[http://www.obieg.pl/cal2007/07042802.php]
|